Treść książeczki nawiązuje również do Synodu o synodalności w prosty i przystępny sposób tłumacząc czym synodalność w swej istocie jest.
Do czwartku, do północy, książeczkę można zamówić w specjalnych przedsprzedażowych cenach promocyjnych – rabat do 40%
Egzemplarz kosztuje wówczas jedynie 0,60 zł (od 200 egz.) - więcej szczegółów tutaj
https://funawi.pl/uczestnicze-we-wspolnocie-kosciola/
Książeczkę w promocyjnych cenach można nabyć (do czwartku 9.11.br, do północy)
Za: Serwis synodu o synodalności w Polsce
synod.org.pl https://link.freshmail.mx/c/jeix6yaq5u/ikcjxnj8n3
Poniżej trzy fragmenty tej książeczki:
Największa herezja:
(...) Problem nie polega na tym, że są księża i są świeccy, ale że są oni niejako obok siebie, osobno, że są podzieleni.
Podział polega na uznaniu, że te grupy rządzą się odmiennymi prawami, że pewne wymagania Ewangelii dotyczą jednych, a nie dotykają drugich, że jedni są w Kościele na serio, a drudzy „tak trochę”, że jedni mają prawo głosu, a drudzy tylko prawo dawania na tacę, że jedni są lepsi, a drudzy jacyś gorsi.
Parafrazując pewną ideę: Wszyscy w Kościele są równi, ale… niektórzy są równiejsi.
I to jest największa herezja w Kościele!
Nie ustanie ona póki duchowni o świeckich będą mówić „oni”. Nie ustanie, póki świeccy o księżach mówić będą „oni”.
Nie ustanie póki duchowni i świeccy nie odkryją słowa „MY”.
Gdy świeccy głoszą „MY jesteśmy Kościołem”, to błądzą. Gdy księża myślą o sobie, że to „MY jesteśmy Kościołem”, to także błądzą.
Duchowni i świeccy „RAZEM są Kościołem”! Nie osobno, ale RAZEM. Nie obok siebie, ale RAZEM. Nie jedni nad drugimi, ale RAZEM.
Odkrycie tej prawdy to absolutnie konieczna naprawa fundamentu Kościoła (...).
Najmniejszy i najmłodszy:
(...) Synodalność to przekonanie, że Duch mówi do swojego Kościoła i ten głos można usłyszeć.
Jest to też przekonanie, że ten głos mogą słyszeć nie tylko ci „równiejsi w Kościele”, ale wszyscy. Duch może przemówić także przez (po ludzku) najmniejszego, najmłodszego, będącego także na marginesie.
Posłuchaj takiej historii… Pewna parafia przeżywała Uroczystość Bożego Ciała. Po sumie miała ruszyć procesja eucharystyczna do czterech ołtarzy.
To spore zadanie logistyczne. Najpierw trzeba dopilnować, by te ołtarze powstały, zadbać o nagłośnienie, zmobilizować asystę i pokierować porządkiem.
Był tam proboszcz, który miał to wszystko w jednym palcu, doświadczony, od wielu lat w tej parafii.
I wszystko szło swoim porządkiem – krzyż, chorągwie, feretrony, ministranci, dziewczynki sypiące kwiatami.
Szedł i sam proboszcz z monstrancją pod baldachimem niesionym przez najbardziej zasłużonych mężczyzn w parafii.
Jedynym zgrzytem był mały ministrant, z tych najmniejszych, przedkomunijnych, który plątał się pod nogami proboszcza.
Plątał się i co jakiś czas ciągnął proboszcza za albę.
- Czego chcesz? – zapytał wreszcie a raczej warknął proboszcz.
- … bo ksiądz nie włożył Najświętszego Sakramentu do monstrancji!
Czy tak było naprawdę? Nie wiem! Jednak NAPRAWDĘ Bóg może przemówić przez najmłodszego, najmniejszego, będącego na marginesie. I naprawdę może to być głos pełen mądrości, prostoty i rozsądku (...).
Uczestniczę we wspólnocie Kościoła:
(...) To może być nawet wygodne. Wybrać jednego człowieka, udzielić mu święceń i powierzyć mu parafię z wszystkimi sprawami. Spraw jest dużo więc może zróbmy zrzutkę, by nie musiał pracować gdzie indziej, a pilnował tylko spraw parafii.
Jeśli parafia większa to dajmy mu pomocnika, albo pomocników – wikariuszy, katechetów. I sprawa załatwiona.
Nie wiem czy taki model kiedykolwiek działał, ale dzisiaj na pewno nie zadziała. I nie chodzi tylko o to, że zaczyna brakować wikariuszy, a czasem już i proboszczów i parafie są łączone, ale dlatego, że od początku jest to niezgodne z teologią.
Kościół, parafia ma być wspólnotą. To ma być NASZ kościół i NASZA parafia. A skoro tak, to potrzeba NASZEJ wspólnej za Kościół i parafię odpowiedzialności (...).